Wiedźmin Wiki
Advertisement
Wiedźmin Wiki

Droga, z której się nie wraca – opowiadanie napisane przez Andrzeja Sapkowskiego w 1988 roku.

O opowiadaniu[]

Opowiadanie z gatunku fantasy, napisane przez Andrzeja Sapkowskiego w 1988 roku. Z początku, nie miało ono nawiązywać w żaden sposób do cyklu wiedźmińskiego, gdyż autor wtedy nie planował napisania sagi o Geralcie z Rivii. W późniejszych etapach prac nad sagą Sapkowski kilkakrotnie odwoływał się do tego opowiadania. Można przeczytać w nim o spotkaniu Visenny z Korinem - prawdopodobnie ojcem Geralta. Ukazana jest w nim również walka z kościejem.

Streszczenie szczegółowe[]

Rozdział 1[]

Visenna jadąc na koniu leśną ścieżką, dociera do rozstaju dróg, gdzieś na zachód od Przełęczy Klamat. Pod słupem z tabliczką dostrzega rannego w lewe ramię mężczyznę, który siedzi na ziemi oparty plecami o słup. Mężczyzna jest przytomny i wita się z wędrowcem. Wywiązuje się rozmowa nad celami wędrówki i okolicznościami całego zajścia, jako że druidka szybko odkrywa leżące w krzakach zwłoki. Rozmawiając z tym człowiekiem, Visenna potajemnie próbuje pomóc sobie rozeznać w sytuacji za pomocą diademu, który nosi na czole na wężowej opasce. Po wymianie uprzejmości, postanawia zejść z konia i pomóc rannemu opatrzyć jego ramię. Korin – bo tak miał na imię owy wojownik, był zdumiony skutecznością interwencji kobiety, która do procesu użyła hematytu – kamienia, który natychmiast zatamował krwawienie. Zdolności Visenny całkowicie zasklepiły jego ranę, pozostawiając jedynie bruzdę na ciele. Był również zdumiony faktem, że kobieta zwraca się do niego po imieniu, chociaż nie przypominał sobie żeby zdradzał jej swoje imię.

Kiedy mężczyzna wstał i doprowadził się do porządku, zauważył że Visenna przygląda się zagadkowemu napisowi na tabliczce: „Ty, który nadejdziesz od zachodu - w lewo pójdziesz, wrócisz. W prawo pójdziesz, wrócisz. Na wprost pójdziesz, nie wrócisz.” Korin powołując się znajomość okolicy radził zignorować te ostrzeżenia, ponieważ według niego nie było na tych kierunkach nic szczególnie zagrażającego. Aczkolwiek pod tą tabliczką rzeczywiście wydarzyło się wcześniej coś zastanawiającego, o czym Korin postanowił nieco opowiedzieć.

Kiedy stał pod słupem czytając napis, z lasu wyszła staruszka prosząc go o jedzenie. Korin podzielił się z babką tym co miał. Kobieta pragnęła go za to wynagrodzić, zdradzając mężczyźnie mądrościowe rady, które poprawią jakość jego życia. Kiedy ten nachylił się nad kobietą aby ją wysłuchać, został przez nią zaatakowany nożem. Szybki odskok sprawił, że zamiast w gardło, Korin został cięty w ramię. Walka w zwarciu udowodniła, że to nie była zwykła staruszka. Mimo swego wyglądu, silna i tęga jak tur. Korin aż musiał sięgnąć po miecz, aby sobie z nią poradzić. Kobieta sama nadziała się na sztych, a jej wygląd odmłodniał jak tylko upadła na ziemię.

Visenna - Droga z której się nie wraca

Visenna nad Manissą

Dla Visenny było jasne, że kobieta działała pod czarem iluzji. Uzdrowicielka postanowiła porozmawiać ze zwłokami na tyle, na ile było to możliwe i posiłkując się swoim diademem, wypowiedziała nad zwłokami tajemniczą inkantację. Ciało wybełkotało mniej więcej tyle, że ktoś kazał pozbierać listy, pergaminy amulety i pierścienie. Wśród wielu niezrozumianych słów, w przeciągniętym jazgocie trupa wyraźnie słyszalne były jeszcze słowa: „Kościej”, „Klucz” oraz „Przełęcz”.

Przerażony Korin - Droga, z której się nie wraca

Przerażony Korin

Seans się zakończył. Korin był tym widokiem przerażony do szpiku kości, co zmusiło go do refleksji z kim tak naprawdę ma do czynienia.  

Rozdział 2[]

Visenna i Korin razem - Droga, z której się nie wraca

Visenna i Korin w drodze do Klucza

Visenna i Korin podróżowali dalej leśnym duktem na jednym koniu. Rozmawiali niewiele, ale z tego co rozmawiali Korin odgadł, że Visenna należy do Kręgu. Pokaz mocy jaki był świadkiem mógł być uczyniony jedynie ręką mistrza. Kobieta po raz kolejny  w myślach zwraca uwagę na fizyczne atrybuty Korina, chociaż również i on czerpie radość z fizycznego kontaktu z uzdrowicielką. Chemia między nimi powoli już zaczyna krążyć.

Rozdział 3[]

Visenna i Korin wjeżdżają do małej osady o nazwie Klucz. Mieszkańcy z początku byli wobec nich nieufni i przekonali się do przybyszów dopiero, kiedy kobieta orzekła, że jest uzdrowicielką. W geście dobrej woli uzdrowiła z gorączki dziecko jednej z niewiast. Przybysze chcieli rozmawiać ze starszym wioski, a tym okazał się chłop o imieniu Topin.

Starszy ugościwszy przyjezdnych w swoim domu, opowiedział o problemach nękających wioskę. Na przełęczy Klamat prowadzącej w kopalnie gór Amellu rozsiadł się kościej, który rozbija karawany, sieje śmierć i zniszczenie. Tam kupcy uczęszczali po szlachetne kamienie, przejeżdżając nierzadko przez Klucz, skupując produkowane tutaj owcze runo w zamian za inne dobra. Ale odkąd pojawił się Kościej, kupcy ze strachu przestali uczęszczać do Amell, na czym drastycznie ucierpiała gospodarka Klucza. Mieszkańcy nie mogąc handlować, są zmuszeni ubijać i zjadać własne owce aby móc się wyżywić. Pociągnięty za język Topin wyznał, że wokół kościeja zgromadziła się świta zbójców, około trzydziestu wojów, złożona głównie z ludzi i vranów, która handluje z górnikami Amellu zrabowanymi dobrami z okolicznych osad w zamian za jaspis i jadeit, narzucając horrendalne ceny. Mianowicie mieszkańcy Amellu aby nie pomrzeć z głodu, muszą oddawać kościejowym wiele ze swego urobku.

Visenna wypytała Topina o najbliższą kuźnię oraz poprosiła go o zrobienie rozeznania, kto jeszcze z mieszkańców wioski potrzebuje uzdrowiciela. Korzystając z chwili, że zostali sami, Korin wykłada Visennie swoje wnioski na temat jej rzekomo przypadkowego pojawienia się w tej okolicy oraz prawdziwych motywów ataku pod drogowskazem. Kobieta czatowała tam właśnie na Visennę, a nie na przypadkowego przechodnia. Kościejowa banda spodziewała się tego, że ktoś taki jak ona zostanie wysłana w te strony, aby przywrócić porządek. Babka pomyliła cele tylko ze względu na samarytańską dobroć Korina oraz jego umiejętność czytania. Wiedząc zatem, że druidka przybyła tutaj z misją, Korin oferuje jej swoją pomoc i nie daje się zbyć. Razem ruszają do kuźni.

Rozdział 4[]

Kowal Klucza o imieniu Mikula pracuje przy kuźni razem ze swoim czeladnikiem Czopem. Jest tam również rzemieślnik o imieniu Radim. Radzą nad zebraniem gromady, dzięki której będą mogli postawić się bandytom, lecz prognozy są beznadziejne. Z Klucza nie przyłączy się do powstania żaden chłop, z okolicznych wiosek nie ma wieści, a komes Mayeny nie przyśle zbrojnych z powodu zwady z innym możnowładcą z twierdzy Razwan. Jeśli Krąg Druidów w Mayenie nie interweniuje, mieszkańcy będą zdani tylko na siebie.

Burzliwą dyskusję przerywa przybycie sześciu konnych, którzy stanęli przed bramą kuźni. Było to pięciu vranów oraz jeden człowiek. Zbójcy szukali kowala, którego zamierzali ukarać za podżeganie do buntu, a dowiedzieli się o działaniach Mikula z donosu. Jak twierdził człowiek w dziobim hełmie, udało im się schwytać jednego z jego czeladników, którego Mikul wyprawił jako posłańca. Na rozkaz tego co przemawiał najpierw zabili Czopa, którego jeden z vranów zasiekł przed kuźnią, a potem próbującego uciec Radima. Następnie zbóje podpalili kuźnię i kazali wejść do niej Mikulowi, aby spłonął w środku. Ten jednak szybkim ruchem podniósł z ziemi stalowy pręt, który jeszcze chwilę wcześniej obrabiał i natychmiast z całą mocą pchnął go w pierś niebieskookiego człowieka. Korzystając z nocnej pory i całego zamieszania, bez zwłoki zaczął uciekać przez podwórze. Vranowie rzucili się w pościg, lecz zanim dopadli kowala, na ratunek przybyła mu Visenna oraz Korin. Wykorzystując zaskoczenie napastników i chaos w szeregach, Korin w krótkiej chwili zasiekł trzech vranów jeszcze w siodłach, natomiast czwartego, wysokiego vrana z symbolem słońca na hełmie, zabił w pojedynku. Ostatniego konnego z siodła wysadziła Visenna, strzelając do niego białym światłem błyskawicy wydobytej z palców trzymających opaskę z chalcedonem, zaś dzieła dokończył kowal spuszczając na kark vrana ciężki drągal.

Kiedy było po wszystkim, dwójka przybyłych stanęła przy ocalałym, zaś na horyzoncie migotały już sylwetki. To byli chłopi z Klucza.  

Rozdział 5[]

Jest wieczór. Chłopi zebrani ze wsi Poróg, Kaczan oraz Klucz siedzą razem na polu przy ogniskach i zdają relację Mikuli – przywódcy powstania - z ostatnich wydarzeń. Mężom z Poroga udało się zrobić obławę na czterech kościejowych, którzy planowali gwałcić chłopskie kobiety na polu. Trzech udało się ubić, jeden zbiegł konno. Chłopi z Kaczana mieli prawie jednego pojmanego żywcem po tym, jak interweniowali w sprawie starszego ich wioski, do którego przyjechało czterech konnych aby spalić go żywcem w stodole. Ktoś bowiem im doniósł, że chłopi z Kaczana dołączają się do buntu. Niestety gorycz kaczanowych kobiet okazała się silniejsza niż prośba Mikuli o branie zbójów żywcem, więc zdążyły zlinczować awanturnika na śmierć. Udało się ukarać również tego, który doniósł.

Po wysłuchaniu relacji, Mikula przemawia do chłopów odkrywając przed nimi plan, który ułożył razem z Korinem. Przed udaniem się na przełęcz Klamat, na konfrontację z kościejem, wpierw trzeba było odizolować oraz rozbić jego bandę. Mieli tego dokonać odcinając im drogę ucieczki, a następnie wzniecić pożar w pieczarach, w których się kryli.

Mikula przed chłopami ujawnia także fakt, że zdecydował się prosić o pomoc mayeński krąg druidzki, na dowód czego przedstawił im po raz pierwszy Visennę, co u wielu wywołało – mówiąc delikatnie – co najmniej umiarkowane reakcje. Chłopi jednak, nie chcąc psuć sobie nastroju, dalej zagrzewali się okrzykami jeden przez drugiego, całkowicie oddając się fantazjom o nadchodzącej zemście.

Visenna i Korin przy ognisku - Droga z której się nie wraca

Visenna oraz Korin przy ognisku

To pozwoliło Korinowi i Visennie oddalić się nieco i nabrać oddechu przy jednym z samotnych ognisk. Podczas tego wieczoru doszło między nimi do bliższego poznania poprzez parę drobnych nieporozumień. Po pierwsze, Korin zrobił Visennie wyrzuty, że nie musi okazywać na nim swojej wyższości, aby wiedział że są z dwóch różnych światów, co w rzeczywistości nie miało miejsca. Czarodziejka zaś zwierzyła się Korinowi, że ubolewa nad tym, jak ludzie sami traktują takich jak ona - ze wstrętem i obawą, kiedy są świadkiem cudownych zjawisk, jakie dzieją się za ich przyczyną. Poza tym Visenna przysiadła się do Korina, ponieważ chciała odbyć z nim stosunek płciowy, co zbiło nieco najemnika z tropu. Wyjaśnienie sobie nawzajem owych nieporozumień zbliżyło ich do siebie emocjonalnie, jednak tego wieczora już do niczego więcej nie doszło.

Rozdział 6[]

Kiedy szeregi chłopów zbliżyły się do pieczar na skraju drogi, kościejowi już na nich czekali, wyprostowani w siodłach. Zostało ich osiemnastu. Dziewięciu bobołaków, pięciu ludzi, trzech vranów i jeden elf. Skupieni byli wokół jednego wozu wypełnionego jedną dwudziestą kosztowności, jaka była w ich bezprawnym posiadaniu zanim doszło w kościejowych szeregach do nieporozumień. Chłopi na rozkaz Mikuli ustawili się w szyku: ci z oszczepami z przodu, łucznicy z tyłu. Jednak zanim doszło do walki, jeden z jeźdźców wyjechał na przód swojej grupy i chciał rozmawiać. Był to średniego wieku bobołak o imieniu Kehl. Jak siebie przedstawił, był nowym przywódcą grupy i nie chciał walczyć. W zamian za odjechanie jego świty razem z wozem, zaproponował zgodę, a w akcie dobrej woli oddał chłopom pod sąd swojego poprzedniego przywódcę, Fregenala. Związanego w jaskini i bezbronnego. Bobołak zdradził, że współpraca z nim stała się zbyt uciążliwa, dlatego postanowili odejść.

Korin i Mikula zgodzili się pójść na ugodę, chociaż nie w smak było to pozostałym chłopom, szczególnie tym z Poroga. Natomiast zanim kościejowi ruszyli w swoją stronę, Visenna jeszcze wyszła do przodu i przepowiedziała Kehlowi, że jeśli kiedykolwiek spróbują wrócić w te strony po resztę skarbu jaka pozostała w jaskiniach, to zginą. Okazało się, że Kehl znał Visennę. Żegnając się miał płową nadzieję, że odwiedzie druidkę od ryzykowania życiem ruszając na straszydło z przełęczy.

Rozdział 7[]

Visenna i Korin udają się w kierunku jaskiń sprawdzić informacje bobołaka, które zdawały się potwierdzać. Trzy trupy ludzi koło wejścia zdradzały ślady walki. W środku, obok narzędzi, materiałów, broni i skór, rzeczywiście znajdowały się stosy rozmaitych kamieni szlachetnych, zaś głębiej w pieczarze na ziemi siedział skrępowany powrozami Fregenal. Czarodziej był zawiedziony tym kogo zobaczył, ponieważ spodziewał się raczej, że Krąg przyśle jakiegoś mężczyznę. Jak twierdził, posłana przez niego skrytobójczyni pod iluzją staruszki o imieniu Manissa z pewnością poradziłaby sobie z mężczyzną. Okazało się, że Fregenal i Visenna znali się z Kręgu, zanim czarodziej został z niego wyrzucony. Przed tym jak Fregenal znalazł się oficjalnie poza Kręgiem, wydarł kilkanaście stron pergaminu z Zakazanych Ksiąg, które zawierały instrukcje i recepty zaklęć legendarnego Alzura. Czarodziej miał większość tych zapisków schowanych pod kamieniem w tej jaskini, o czym Visenna dowiedziała się dotykając swojej opaski z chalcedonu, rzucając czar poznania rzeczy ukrytych.

Wściekły Fregenal próbował zdyskredytować Visennę przed Korinem, wyjawiając prawdziwe motywacje jej przybycia. Druidzki Krąg z Mayeny wysłał swojego przedstawiciela z misją odblokowania przełęczy Klamat dlatego, że czerpał finansowe korzyści z wydobycia jaspisu i jadeitu w górach Amell. Pobierał także haracz od karawan oraz kupców, w postaci wciskania odpłatnie magicznych amuletów mających chronić przed niebezpieczeństwami. Obecna sytuacja oznacza dla Kręgu utratę zysków, co stawia tę instytucję w niekorzystnym świetle, albowiem taka organizacja powinna raczej kierować się bardziej wzniosłymi ideałami niż zarabianiem pieniędzy na dużą skalę. Czarodziej nie szczędził także osobistych wycieczek dotyczących seksualnego życia Visenny. Wszystkie zabiegi okazały się nieudane. Kobieta przedstawiła Fregenalowi następujące opcje. W związku z tym, że trzeba będzie zniszczyć kościeja za pomocą odwróconego zaklęcia wiążącego zwanego Efektem Zwierciadła, Fregenal poda jej to zaklęcie wiążące, aby mogła przypisać je do swego chalcedonu, jako że różdżka czarodzieja została zniszczona przez jego ludzi, kiedy napadli go we śnie, pobili i związali, zabrawszy mu również pierścień. Następnie pomoże jej odnaleźć kościeja i unicestwić go. W zamian za to ocali swoje życie i odejdzie wolno. W przeciwnym razie zostanie oddany pod samosąd chłopom, którzy najpewniej rozerwą go na sztuki koniami. Co prawda Krąg nie odblokuje swoich wpływów, jeśli kościej nadal będzie szalał na przełęczy, co może dla Kręgu skończyć się różnie, ale uzdrowicielski fach w ręku na pewno zapewni Visennie wikt i opierunek. Takim argumentom Fregenal nie był w stanie się dłużej opierać. W końcu każdy chce żyć, jak sam skwitował na końcu.

Rozdział 8[]

Fregenal zgodnie z umową zaprowadził drużynę do Mysiego Jaru – wąwozu, które obecnie nazywało się Przełęczą Klamat. Do tego czasu w drużynie została już tylko Visenna, Korin, Mikula oraz czterech najodważniejszych wieśniaków. U wejścia do Mysiego Jaru, Visenna i Korin poprosili pozostałych o poczekanie przy wejściu, podczas gdy dalej udali się sami. Mijali po drodze coraz więcej szczątków karawan i szkieletów kupców.

W miarę zbliżania się do miejsca pobytu kościeja, Fregenal zaczął kręcić i próbować odwodzić Visennę od zabicia stwora tłumacząc, że jest wart fortunę. W każdym razie obiecał dać znak jak już będą blisko bestii. Zamiast tego, kiedy rzeczywiście byli już blisko, czarodziej uderzył Visennę w tył głowy porwanym z ziemi kamieniem, a następnie znokautował Korina uderzając go tym kamieniem w kolano. Kiedy już szykował się do dobicia najemnika, z nieba spadł nagle pstrokaty ptak, prosto na twarz czarodzieja. Fregenal, draśnięty, rzucił się do ucieczki z powrotem w kierunku wejścia do wąwozu. Jednak po oddaleniu się na bezpieczną odległość zatrzymał się i odwrócił, aby ponapawać się swoim zwycięstwem i popatrzeć, jak kościej już sunie w stronę nieprzytomnej uzdrowicielki oraz kontuzjowanego wojownika.

I kiedy tak stał, wołał i szydził, nie zauważył jak podbiega do niego Mikula z berdyszem w garści, zadający mu straszliwy cios w plecy. Drugi cios oddzielił głowę Fregenala od jego tłustego ciała. W międzyczasie utykający Korin uciekał przed potworem, ciągnąc druidkę za sobą. Na pomoc pospieszył im Mikula, jednak z takim obciążeniem w postaci nieprzytomnej i wykrwawiającej się Visenny, kościej zbyt szybko skracał dystans. Korin nie zważając na to, ryzykownie postanowił ratować czarodziejkę, wydobywając z jej sakwy hematyt, który po przystawieniu do jej rany natychmiast powstrzymał krwawienie.

Kościej był już zbyt blisko, żeby ludzie daliby radę mu uciec. Wtedy jednak do wąwozu wpadł samotny jeździec z uniesionym wysoko szerokim mieczem, który szarżował na potwora. Tym jeźdźcem był bobołak Kehl. Kościej powstrzymał szarżę biorąc konia w kleszcze, zrzucając w ten sposób bobołaka z siodła. Kehl poderwał się jednak i zręcznie dostał się do potwora na tyle blisko, żeby ciąć go w szypułkowate oko. Nie obezwładniło to jednak bestii. Zamiast tego kościej z wzmożoną wściekłością poturbował bobołaka ściskając go w kleszczach i rzucając o skałę. Wykorzystując sytuację, Mikula dopadł od tyłu i podwójnym ciosem berdyszem roztrzaskał potworowi pancerz uszkadzając mu wnętrzności. Od boku doskoczył również Korin, wzierając swój miecz w szczelinę pancerza. To również nie zabiło kościeja. Zorientowawszy się, wojownicy rozbiegli się na różne strony, a potwór nie móc się zdecydować kogo gonić, ruszył na wprost w kierunku podnoszącej się dopiero z kolan Visenny. Ta jednak zdążyła oprzytomnieć w porę zanim bestia ją dopadła, rzuciwszy w stronę maszkary zaklęcie Efekt Zwierciadła. Kościej eksplodował kiedy magiczna energia zetknęła się z jego ciałem.

Gdy było już po wszystkim, okazało się że Kehl ma śmiertelną ranę i leży w kałuży krwi, dogorywając. Ze względu na odmienny od ludzkiego metabolizm, Visenna nie była w stanie go uzdrowić. Zamiast tego skróciła jego męki tajemniczym sposobem, przykładając mu dłonie do skroni. Tak wypełniła się przepowiednia, którą Visenna przekazała Kehlowi zanim odjechał ze swoją świtą spod jaskiń.

Rozdział 9[]

Od początku wyprawy Visenny na Przełęcz Klamat, do momentu powrotu tą samą drogą, mija trzy dni. Visenna w drodze powrotnej rozprawia ze swoim pupilem, pstrokatym ptakiem o zarzutach Fregenala dotyczącym monetyzacyjnych poczynaniach Kręgu. Było jej trochę przykro, że dowiedziała się o całej sprawie dopiero od byłego druida, ale szybko to zracjonalizowała, jako że wszystko drożeje, a z czegoś trzeba żyć. Granicę między moralnością, a niemoralnością wyznacza kwestia skali. Poruszyli też kwestię przyszłości Kręgu pod względem jego użyteczności, a także kwestię Korina, którego Visenna spotkała już niebawem w tym samym miejscu, pod tym samym słupem co trzy dni wcześniej.

Rozradowali się wzajemnie na swój widok. Wojownik, kiedy tego poranka spostrzegł, że Visenna po wspólnie spędzonej nocy odjechała bez pożegnania, postanowił ją dogonić i zaczekać pod słupem. Szybko wpadli sobie w ramiona, obdarowując się pocałunkami. Pstrokaty ptak popatrzył na to wszystko jeszcze przez chwilę, a następnie poleciał do Kręgu.[1]

Advertisement